wolny-rynek wolny-rynek
1149
BLOG

Tragedia pasażerów busa efektem rządowej regulacji rynku

wolny-rynek wolny-rynek Gospodarka Obserwuj notkę 10

 "Bywa, że pasażerowie siedzą na taboretach"- donosi z frontu walki o prawa pasażera szef wrocławskiego oddziału inspekcji transportu drogowego, kolejnej agendy zajmującej się przedsiębiorcami. "Socjalizm zmaga się z problemami, które w żadnym innym ustroju nie mają prawa istnieć"- najlepiej pointują te wysiłki słowa klasyka. 

Kolejnym frontem walki socjalistów są prawa pasażerów busów do jazdy w fotelach, a nie na taboretach czy na pieńkach. W Brazylii podróżowałem po fawelach jadąc na zydlu w bagażniku busa, po drodze tak stromej że koła pojazdu się ślizgały. Tuż obok, na otoczonej apartamentowcami Copacabanie kursowały co kilka minut różne klasy autobusów- od miejskich, komunalnych, pozbawionych klimatyzacji, po autobusy "biznesowe", droższe o kilkadziesiąt groszy, ale za to wiozące zupełnie innny typ pasażerów. Pasażerów, dla których w Polsce nie zorganizowano komunikacji publicznej o należytym standardzie, więc podróżują samochodami osobowymi, zabierając deficytową powierzchnię ulic w centrach miast. To były miejskie autobusy dla biznesmenów. 

"Zatrzymaliście wczoraj busa, w którym pasażerowie siedzieli na pieńkach"- pyta dziennikarz. "Na szczęście to zdarza się już rzadko." O takiej walce donoszą pasjonujące wywody walczących o nowy, lepszy socjalizm.

Rynki transportu pasażerów to rynki zamknięte dla konkurencji. Na rynku utrzymuje się ten, kto ma koncesję na wożenie ludzi. Nie wiadomo nawet czy ci przewoźnicy takie koncesje mają. Oprócz koncesji jeszcze są zezwolenia na konkretne trasy. Ktoś te rozszerzenia koncesji wydaje, i za to płaci się setki złotych opłat. Opłat które się dolicza pasażerom do rachunku. Zamiast zainwestować w fotele, w nowe pojazdy, przewoźnicy płacą samorządom opłaty przypominające haracze. Nie otrzymują bowiem niemal nic w zamian.

Śmierć w Nowym Mieście nad Pilicą jest także pochodną stanu rynku transportowego. Być może w kraju z poprawnie zorganizowaną komunikacją zbiorową osoby na zbiór owoców podróżowałyby kursowym autobusem komunikacji zbiorowej. Przewoźnik wybranyby został w przetargu zorganizowanym przez miejscowy zarząd transportu publicznego. Albo, jeśli w relacji byłaby odpowiednia głębia rynku, pozostawionoby go wolnej konkurencji, tak by przewoźnicy mogli swobodnie konkurować cenowo. Doświadczenia rynkowe bowiem pokazuja że na rynkach płytkich bez regulacji władz publicznych z powodu zawodności rynku ceny rosną, pogarsza się oferta przewozowa. Ingerencja publiczna jest niezbędna tylko tam gdzie rynek zawodzi.

Jeśli chcemy, by tego typu sytuacje nie powstawały, to zamiast, wzorem obecnie rządzących, po tragedii dokonywać nalotu na przewoźników, powinniśmy stawiać na odpowiednią regulację rynku. Politycy swoim nalotem na przewoźników "busowych" spowodowali tylko że z dnia na dzień zastraszeni przedsiębiorcy zaniechali świadczenia usług. Jak donosiła Gazeta Wrocławska, przewoźnicy wzajemnie poinformowali się o akcji rządu, i zaniechali w tych dniach obsługiwania rynku. Nawet w małych miejscowościach, jak w Jerzmanowej, na przystankach zgromadzili się pozostawieni na lodzie pasażerowie. W Jerzmanowej oczekiwało ich pół setki. Tymczasem całe polskie półmilionowe aglomeracje, jak aglomeracja LGOM, (Legnicko-Głogowskiego Okręgu Miedziowego), opierają się na transporcie busowym, tzw. jittney vans. Linie aglomeracyjne (np. A, 45, 46) zlikwidowano ponad dekadę temu, a ofertę przewozową wypełnili przewoźnicy działający w szarej strefie.

W okolicach Wałbrzycha walczacy o lepszy socjalizm ostatnio walczyli z przewoźnikami którzy wymagali rzeczy wydawałoby sie niemożliwych. "Kiedyś mieliśmy więcej problemów z przewozem osób, szczególnie w rejonie Wałbrzycha. Było tak źle, że utworzyliśmy tam oddział, by wyłapać tych, którzy zmuszali ludzi do wsiadania do busów z własnymi taboretami..." Inspekcja karze przewoźników wiozących ponadmiarowych pasażerów, jednocześnie na zamkniętym przed wolną konkurencją rynku jest brak innych przewoźników którzy mogliby przewieźć nadmiarowych chętnych.

Jaka jest metoda na uzdrowienie polskiego transportu? Otworzyć rynki transportowe. Znieść koncesje, zezwolenia na poszczególne trasy. Odebrać dworce autobusowe lokalnym monopolom przewoźniczym i umożliwić korzystanie z nich wszystkim chętnym przewoźnikom. W Zakopanem autobus z Zielonej Góry trasę kończy pod jednym z hoteli, ponieważ lokalny monopolista odmówił mu prawa korzystania z dworca autobusowego. Problem z dostępem do oferty przewozowej mają potencjali pasażerowie, zas przewoźnicy osiągają mniejszą rentowność. Cierpi konkurencja na rynku: w nawet mniejszych miastach jest po kilka miejsc z których oferowane są usługi przewozowe. Infrastrutktura dworców zbudowana ongiś za pieniądze publiczne trafiła zwykle w ręce monopolistów.

W Polsce należy wprowadzić system jak w Wielkiej Brytanii: każdy, kto poinforuje z wyprzedzeniem 56-dniowym o rozkładzie lub jego zmianach, może świadczyć usługi przewozowe. System ten wprowadzono ustawą Transport Act roku 1985. Otwarcie rynku umożliwi podmiotom posiadającym lepszy tabor konkurencję o klienta. Dziś nie jest to możliwe- podmioty już oferujące kursy w danej relacji są chronione przed konkurencją. Nowi operatorzy nie mogą wejść tak po prostu na daną trasę. Zwykle nie otrzymają zezwolenia.

Tymczasem rząd tego kraju nie jest od lat w stanie opracować choćby zarysu polityki w zakresie transportu zbiorowego. Takiego dokumentu w mojej ocenie nie znajdziemy w rządowych archiwach. Temat ten jest poruszany na marginesie innych problemów. Sytuację transportu zbiorowego w Polsce najlepiej obrazuje fakt ominięcia głównego dworca kolejowego stolicy ok. 36- milionowego kraju przez obie linie metra, zarówno tą już istniejącą, jak i tą planowaną. Nie istnieją żadne dane statystyczne pokazujące pozycję transportu zbiorowego na rynku, nie wiemy nawet jaki jest udział masowej motoryzacji indywidualnej w obsłudzie podróży. Polskim transportem rządzą oportuniści, ci zaś dla podejmowania decyzji nie potrzebują danych statystycznych. Ich braku możliwe że nawet nie dostrzegli.

 

Literatura:

Adrian Gierczak, "Bywa, że pasażerowie siedzą na taboretach", Gazeta Wrocławska, 2010-10-14

Piotr Kanikowski, 'Dolny Śląsk: Zakończyła się akcja kontroli busów", Gazeta Wrocławska, 2010-10-13

 

wolny-rynek
O mnie wolny-rynek

Absolwent Universite de Metz i Viadrina University, ekonomista. Specjalizuje się w infrastrukturze. Zawodowo jednak zajmuje się branżą e-commerce, ostatnio tworząc np. portal poselska.pl czy ie.org.pl. Interesuje się historią i muzyką. Uprawia sporty: capoeirę, downhill i snowboard. Interesuje się też ochroną zabytków i środowiska naturalnego. Poglądy gospodarcze: ordoliberał, wyznanie: Rastafari/Baha'i. Email: phooli(małpa)gmail.com Czasopismo Gazeta Poselska Promote your Page too

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka